Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Luszi z Gdańska, który przejechał z Bikestats 23306.32 kilometrów, który nie wyróżnia kilometrów w terenie, bo mu się nie chce, i który nie wpisuje kilometrów z trenażera, bo jeszcze donikąd na nim nie dojechał.
Więcej o mnie.

Kontakt

Moje Gadu-Gadu


baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Luszi.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
137.99 km 0.00 km teren
05:40 h 24.35 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona

Z Bremy do Bremerhaven i z powrotem

Środa, 4 sierpnia 2010 · dodano: 04.08.2010 | Komentarze 2

Trzeciego dnia postanowiłem pojechać do Bremerhaven, czyli jednego z ważniejszych portów Niemiec, założonego jako awanport Bremy. Co jest w mieście do zobaczenia, można sobie poczytać na bremerhaven.de. Są to głównie atrakcje związane z morzem - muzeum morskie i liczne statki-muzea. Ja nie miałem czasu, żeby wiele zwiedzać, więc chciałem po prostu obejrzeć Bremerhaven "z zewnątrz". Od środka miałem zamiar zwiedzić tylko jedyny na świecie u-boot typ XXI "Wilhelm Bauer". Poczytajcie sobie w necie jego historię, bo jest bardzo ciekawa. Został on zatopiony pod koniec wojny, a następnie po kilkunastu latach podniesiony z dna (podobno był tylko nieznacznie skorodowany - porządna niemiecka stal ;) ) i przywrócony do służby.

Trasę opracowałem tak, by zwiedzić także ciekawe miejsca leżące po drodze do BH. Właściwie nie było wiele do opracowywania - pojechałem po prostu długim fragmentem szlaku rowerowego "Unterweser", prowadzącego prawym brzegiem Wezery. Niestety remonty wałów przeciwpowodziowych zmusiły mnie do zboczenia z niego kilkanaście kilometrów przed Bremerhaven, ale wszystkie ważne miejsca po drodze udało mi się zobaczyć.

Zaznaczona trasa jest orientacyjna, bo jechałem praktycznie bez mapy, korzystając tylko z drogowskazów dla rowerzystów (między Blumenthal a Farge trochę błądziłem).


Pierwszą atrakcją na szlaku (pomijając te, które odwiedziłem kiedy indziej, tj. w Vegesack i Blumenthal) był gigantyczny schron "Valentin", który miał służyć do montażu u-bootów typ XXI, takich jak "Wilhelm Bauer". Schron ten został wybudowany siłami tysięcy więźniów ze specjalnie założonego obozu koncentracyjnego w Farge. Schron ma ponad 400 metrów długości, ponad 100 szerokości (na zdjęciu widać szerokość) i 25 wysokości. Został wyłączony z użytku po zbombardowaniu - jego strop nie oparł się dziesięciotonowym bombom "Grand Slam". Niestety "Valentin" nie udało mi się zwiedzić od środka - teren cały czas należy do wojska i żeby się tam wbić, trzeba się wcześniej umówić.
U-Boot Bunker "Valentin" © Luszi


Z Farge pojechałem do Neuenkirchen, by obejrzeć kościół z końca XII wieku (chyba tylko wieża jest tak stara). Wokół kościoła jest cmentarz, niektóre groby pochodzą z XVII wieku. Podobnie stare nagrobki można znaleźć przy wielu kościołach w okolicy (Blumentahl koło kriegerdenkmalu, Dedesdorf, Sandstedt).
Kościół w Neuenkirchen koło Bremy © Luszi


Takie drogowskazy prowadziły mnie do Bremerhaven. Kwadraciki z symbolami poniżej drogowskazów oznaczają, że dany kierunek pokrywa się z przebiegiem określonego szlaku (na przykład prawy dolny oznacza mój szlak Unterweser). Żeby zwiedzać, nie trzeba mieć mapy, wystarczy znać nazwy miejscowości po drodze. Faktem jednak jest, że czasem oznaczenia są błędne (raz tabliczka była nawet odłamana). Na przykład jadąc do Farge, zostałem skierowany w ślepą ulicę (chyba spowodowane to było nowo wybudowaną drogą) i musiałem jechać na czuja aż do znalezienia kolejnego drogowskazu, co zresztą nie było trudne, bo wystarczy chwilę pojeździć, by natknąć się na jeden z nich prędzej czy później. Na tym zdjęciu widać też żółte znaki oznaczające nośność mostu (nie wiem, o co chodzi z tym czołgiem :) ), a w tle wał przeciwpowodziowy i śluzę, odgraniczające równinę od Wezery. Na wałach wypasa się tam owce.
Śluza w okolicach Bremy © Luszi


Dalej jechałem wzdłuż wału przeciwpowodziowego aż do Aschwarden. Drogi wzdłuż wałów służą okolicznym mieszkańcom do dojazdu do domów oraz na pola, mają więc charakter wiejski. Mimo to wszystkie są wybetonowane lub wyasfaltowane. Tam nie ma czegoś takiego, jak polna droga. Maszyny rolnicze dojeżdżają na pole po asfalcie. W efekcie przez całą trasę (138 km) po drogach gruntowych jechałem może z 4 albo 5 km, a to tylko dlatego, że było to wymuszone objazdami z powodu przebudowy wałów (tylko raz był to skrót oznaczony drogowskazami). Wiatrak na zdjęciu wybudowano w XIX wieku, potem parę razy modyfikowano, i nadal jest uruchamiany na specjalne okazje.
Wiatrak w Aschwarden koło Bremy © Luszi


Jeden z wielu pomników poświęconych żołnierzom poległym w wojnie francusko-pruskiej z lat 1870-1871. W tle XV-wieczny kościół w Sandstedt.
Sandstedt © Luszi


Na kościele tablice poświęcone tubylcom poległym w czasie I i II wojny światowej. Podobne tablice bądź pomniki są praktycznie w każdej miejscowości. U nas po wojnie były one niszczone, tylko nieliczne się zachowały do dzisiaj.
Sandstedt - tablica pamiątkowa © Luszi


Wnętrze kościoła w Sandstedt - jakiś miejscowy artysta umieścił tu portrety mieszkańców wsi. Na uwagę zasługują średniowieczne freski.
Kościół w Sandstedt © Luszi


Za Dedesdorf musiałem zjechać ze szlaku i jechać specjalnie oznaczonymi objazdami dla rowerów, aż w końcu dotarłem do Bremerhaven (wiało tam strasznie, aż się bałem, że zwieje mi rower do wody przy robieniu tego zdjęcia ;) ).
Bremerhaven - port © Luszi


O ile Brema przypomina Gdańsk (są to miasta partnerskie o podobnej historii - widać to w architekturze, umiejscowieniu i charakterze), o tyle Bremerhaven jest trochę jak Gdynia - młode miasto wyrosło wokół portu. Czy to nie wygląda jak nieco szersza Świętojańska (pomijając ścieżki rowerowe, he, he)?
Bremerhaven © Luszi


Skuszony niską ceną (1 euro, podczas gdy za wjazd na PKiN płaciłem ostatnio chyba 20 czy 25 zł), wjechałem na wieżę widokową "Radarturm" (wbrew nazwie nie ma tam radaru). Widoki są przednie. Obsługuje ją bardzo miły Pan, który ma żonę Polkę i zna nieco słów po polsku, w tym "rower". :D Przy okazji w wieży można obejrzeć sobie modele statków. Na zdjęciu oprócz starego portu, w którym obecnie stoją statki-muzea (budynki otaczające port to różne centra kulturalno-naukowo-handlowo-rozrywkowe), widać neogotycki kościół, z którego podczas bombardowań ostała się praktycznie tylko wieża. Potem go odbudowano, ale wnętrze cały czas wygląda na prowizoryczne.
Bremerhaven z lotu ptaka © Luszi


Widok na główny chyba port:
Główny port w Bremerhaven © Luszi


Widok na port rybacki (zielony statek "Gera" służy jako muzeum rybołówstwa):
Port rybacki w Bremerhaven © Luszi


Widok na "Wilhelma Bauera", największy obecnie drewniany żaglowiec "Seute Deern" i wieżę widokową:
U-boot "Wilhelm Bauer" i żaglowiec "Seute Deern" © Luszi


Kona i U-boot typ XXI. Wejście do środka kosztuje 3 euro (ulgowy 2) - warto skorzystać, nawet jeżeli ktoś się nie interesuje okrętami. Bardzo ciekawa jednostka, widać, że wyprzedzała swoją epokę. Przechodzi się przez cały okręt, zajrzeć można nawet do kibelka. Tylko na kiosk się nie wchodzi. Po przebudowie okrętu po podniesieniu go z dna kiosk był zupełnie inny niż podczas wojny - potem okręt przywrócono mniej więcej do stanu poprzedniego, ale obecny kiosk to prawdopodobnie atrapa i w środku po prostu może nic nie być. ;)
U-Boot © Luszi


Niezbyt ciekawy, ale licznie odwiedzany deptak i pasaż handlowy koło kościoła:
Deptak w Bremerhaven © Luszi


Przed wyruszeniem w drogę powrotną wypiłem na wzmocnienie malz getränk, czyli chyba podpiwek. Słodkie, bardzo dobre, alkoholfrei (chociaż w Niemczech można po jednym piwie spokojnie siadać za kierownicą - limit wynosi 0,8 promila).
Niemiecki podpiwek (?) © Luszi


Droga powrotna była prosta jak włos Mongoła - wystarczyło pojechać na południe ulicą Kolumba, przebiegającą wzdłuż portu muzealnego Alte Hafen (widać ją na zdjęciu z wieży), i jechać cały czas prosto - ok. 60 km aż do samej Bremy. Ulica po wyjeździe z miasta zamienia się w szosę o dużym natężeniu ruchu (coś jak u nas na typowych drogach krajowych). W mieście jedzie się pasem bądź ścieżką rowerową, poza miastem specjalną asfaltową dróżką dla rowerów i pieszych (mogą nią jeździć też motorowery), oddzieloną od głównej drogi pasem zieleni.
Droga rowerowa w Niemczech © Luszi


Krajobraz dość nietypowy, bo sporo lasu po drodze, a wcześniej jechałem ciągle przez pola i łąki. Kiedy zatrzymałem się za potrzebą i wlazłem do tego lasu, znalazłem stare transzeje z betonowymi schodkami. Okopy były chyba nie z czasów wojny, bo były dużo lepiej zachowane niż te w gdańskich lasach.

Podsumowując, można stwierdzić, że Niemcy mają niemal perfekcyjnie przygotowaną infrastrukturę ułatwiającą zwiedzanie kraju rowerem. Wszędzie oznaczenia, drogowskazy, szlaki... Poza miastem jeździ się tylko asfaltem (choć zdarza się nawierzchnia nie najlepszej jakości) - albo mało uczęszczanymi szosami, albo specjalnymi drogami dla rowerów.


Komentarze
Luszi
| 14:20 poniedziałek, 9 sierpnia 2010 | linkuj Można było fotografować do woli - mam zdjęcia ze środka, tylko ich nie zamieściłem. Za dużo by tego wszystkiego już było, pokażę Ci je przy okazji.
sirmicho
| 10:53 poniedziałek, 9 sierpnia 2010 | linkuj Super. Bardzo ciekawie się czytało. Szkoda, że nie masz zdjęć ze środka u-boota. Chętnie bym zobaczył. Pewnie nie można było fotografować.

Ech, i te drogowskazy dla rowerzystów. Bajeczka.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wstaw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]